Reformacja nigdy nie walczyła ze znakami, lecz z zabobonami i trudno jest powiedzieć, aby “przeżegnanie się ” tj. uczynienie „znaku krzyża” było zabobonem.
Z pewnością Marcin Luter i wszyscy ówcześni “ luteranie ” przed 500 laty zawszę żegnali się w czasie modlitwy. Nikt inny, jak ks. dr Marcin Luter napisał w końcowej części Małego Katechizmu p.t.: “Jak ojciec rodziny nauczać powinien swoich domowników modlić się rano i wieczorem:
“ Rano, wstawszy z łóżka (...Wieczorem, gdy idziesz spać...)
przeżegnaj się znakiem krzyża świętego i powiedz:
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.”
Jest to oczywiście stary “ katolicki ” zwyczaj – dawnego Kościoła, który chrześcijanom w czasie modlitwy przypomina swój własny chrzest: “ Ego sum baptismo ” – “ Jestem przecież ochrzczony ”. Wtedy to uczyniono na naszym czole po raz pierwszy znak krzyża św.
Luter w Katechizmie powiada, że codziennie powinniśmy wspominać chrzest święty. Dlaczego zatem, praktyka czynienia znaku krzyża staje się często obca dla współczesnych luteran lub powolnie zanika?
Należy upatrywać tutaj różnych czynników: wpływ Kościoła Reformowanego, pietyzm, racjonalizm, czy też liberalizm i Unia Staropruska z roku 1817.
Były jednak kraje lub dzielnice, które w ciągu minionych wieków skutecznie broniły się przed obcymi wpływami: Śląsk Cieszyński po jednej i drugiej stronie Olzy, (a potem i Ziemia Pszczyńska), częściowo Czechy i Słowacja, ale również ruchy staroluterańskie i wysokokościelne w luteranizmie na całym świecie. Zwyczaj „żegnania się” zachowuje się nadal na Śląsku Cieszyńskim i w powiecie pszczyńskim, częściowo na Zaolziu i na Słowacji, częściowo w Niemczech, w krajach skandynawskich i w Ameryce.
Jakim krzyżem żegnają się luteranie: dużym – na czole i na piersiach, czy trzema małymi – na czole, na ustach i na sercu? Pod tym względem występują wśród niektórych wiernych w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Polsce spory. Jedni, a więc Śląsk Cieszyński, twierdzą, że trzy małe krzyże to „po luterańsku”, a duży krzyż to po katolicku. Otóż, jeden i drugi sposób żegnania się jest zarówno rzymsko-katolicki i jak i luterański. W tym względzie luteranie nic nie zmienili.
W Kościele rzymsko-katolickim od wieków obowiązują oba zwyczaje. Duży krzyż do modlitwy, a trzy małe krzyże przed rozpoczęciem czytania Ewangelii. Kościół Wschodni (Prawosławny) kreśli duży znak krzyża na czole i piersiach trochę inaczej. Taka jest tradycja starokościelna.
A luteranie?
Jedynie w dawnym Księstwie Cieszyńskim sięgającym kiedyś po Mysłowice, Hołdunów i całe Zaolzie (Słowacja) praktykowano zwyczaj czynienia trzech małych krzyży, natomiast luteranie na całym świecie robią to jednym dużym krzyżem (Mazowsze, ale i Ameryka, Skandynawia, częściowo Niemcy). Dla luteranina jest obojętne czy żegna się trzema małymi krzyżami, czy jednym dużym “zachodnim” krzyżem.
Wszystkie te znaki są pochodzenia starokościelnego, do których także Reformacja nawiązywała. Być może, że luteranie na Syberii żegnają się znakiem krzyża wschodniego. Moja Mama pochodziła z Mazowsza [pochodziła ze starego luterańsko - pietystycznego rodu, który ok. roku 1800 przybył na Mazowsze z kraju, gdzie luteranizm był naznaczony pietyzmem – Badania -Wirtembergia (Pforzheim, Birkenfeld] i nikt nigdy w jej rodzinie nie był rzymsko-katolikiem, chyba przed Reformacją, a aż do śmierci (1986) żegnała się przed i po każdej modlitwie w domu, dużym jednym znakiem krzyża.
Z żalem obserwuję, że nawet tam gdzie wszyscy zawsze się żegnali (np. Śląsk Cieszyński w Polsce i Śląsk Zaolziański w Czechach) nie tylko do modlitwy, ale i również podczas absolucji, przy odejściu od Stołu Pańskiego po otrzymaniu Komunii świętej, czy po życzeniu pokoju lub po błogosławieństwie, czyli wtedy, gdy ksiądz ręką czynił znak dużego krzyża świętego – ten starokościelny zwyczaj w wielu parafiach odchodzi w zapomnienie wśród wiernych.
Niestety, tam, gdzie pojawia się współczesny “neopietyzm” i tzw. „ruchy ewangelikalne”, ale i tzw. „neoluteranizm”, tam zupełnie zanika stara tradycja luterańska “żegnania się”. Niektórym naszym współwyznawcom nastawionym fanatycznie do katolicyzmu, wydaje się, że już nie potrzebują czynienia znaku krzyża, gdyż to jest „po katolicku”.
Dziś nie tylko stroje liturgiczne (niektórzy nasi duchowni w kraju, często pochodzący ze Śląska Cieszyńskiego, a nawet i na Śląsku Cieszyńskim, odchodzą nieraz od używania białej komży tzw. “alba silesiana” i nie używają także wygodnej, lekkiej skandynawskiej “luterańskiej” alby i stuły. Niestety, jakże często powszechnie stosowanym strojem liturgicznym staje się tylko i wyłącznie czarna pruska toga, która nie jest typowo luterańskim strojem liturgicznym sięgającym czasów Reformacji.
Podobnie jak stroje liturgiczne, także i zwyczaj “żegnania się” zalicza się do tzw. “adiafora”, czyli “rzeczy nieistotnych” (z gr. adiaphoros – „obojętny”, czyli zwyczaj, lub obrzęd dopuszczony ale nie nakazany!) Obawiam się jednak, że za niedługo, podobnie jak w wielu krajach Europy, wszystko stanie się i w naszym Kościele “nieistotne”. Obym się tylko mylił. Dlatego apeluję: nie wyzbywajmy się żadnych skarbów Kościoła, nawet, gdy ich jeszcze nie rozumiemy!