16. NIEDZIELA PO TRÓJCY ŚWIĘTEJ
(Czeski Cieszyn [LECAV] i Wapienica, dnia 9 października 2011 r.)
Drogie siostry i drodzy bracia w Chrystusie!
Wczoraj rozmawiałem telefonicznie z jednym z naszych Braci we wierze znanym zapewne i w tym zgromadzeniu, bo wiele dobrego w przeszłości uczynił dla Polski, dla Kościoła ale i dla Sri Lanki, gdzie przez długie lata wspierał materialnie i duchowo tych najbiedniejszych. Dziś okrutnie cierpi.
W związku z jego sytuacją, tak ze mną rozmawiał: „Umrzeć muszę, to wiem, Jestem na to przygotowany, cieszę się, że będę u mojego Pana, ale dlaczego mam cierpieć? To mi tak trudno przychodzi. Nie mogę się uporać z cierpieniem." Dlatego nas prosi o modlitwy przyczynne bo wie i my to wiemy, że „niewyczerpane są objawy łaski Pana, miłosierdzie Jego nie ustaje.”
Jaką wielką pociechą dla ludzi cierpiących może być to dzisiejsze Słowo.
Jest ono lekarstwem dla cierpiącej i przerażonej ludzkiej duszy. Jest ono maścią łagodzącą ból serce człowieka, który jest już u kresu sił fizycznych i duchowych. Wielkie jest cierpienie ludzkie na świecie. Jak wielkie to wyraził Apostol Paweł gdy pisał, że nawet cała przyroda, zwierzęta, cierpią razem z nami. Ale jacy możemy być szczęśliwi, że w odróżnieniu od przyrody, mamy wielką pociechę naszym w cierpieniu, mamy pociechę i uciszenie naszego bólu właśnie w naszym Panu Jezusie Chrystusie, właśnie w Słowie Bożym, które jest dzisiaj nam zwiastowane.
Jeden z księży tak opisuje trudne przykłady z swojej pracy duszpasterskiej. Oto przyszedł przed pogrzebem do młodego małżeństwa, które straciło piętnastomiesięczne dziecko. Długo chorowało. Były chwile pełne nadziei, ale i chwile utraty nadziei. Wreszcie nastąpiła śmierć. Duszpasterz usiadł w małej kuchni podczas tej rozmowy przedpogrzebowej, gdzie siedziała zalana łzami młoda matka, a ojciec był tak przerażony, że nie potrafił słowa z siebie wyksztusić. Wtedy ta młoda kobieta powiada do księdza: „Proszę księdza, to że straciliśmy naszego synka jest straszne, ale jeszcze straszniejsze są odwiedziny naszych znajomych i sąsiadów, którzy mają dla nas jedyną „pociechą” w słowach: „Jesteście jeszcze młodzi, możecie mieć za niedługo drugie dziecko!” To nas strasznie ugodziło. Im wydaje się, że jedno dziecko można zastąpić drugim dzieckiem? Taka pociecha nie jest żadną pociechą. To jest „tania pociecha” nic nie znacząca i nic nie dająca, lepiej by jej nie było.
Inny przykład z pracy tego duszpasterza. Małżeństwo w Jego parafii po pięćdziesiątce, obchodzili dopiero co 25 – lecie pożycia małżeńskiego i nagle on znalazł sobie o wiele młodszą partnerkę życiową, bo stwierdził, że żona już się postarzała. Czy można tak potraktować kogoś z kim przeżyło się wspólnie ćwierć wieku?
Jakiż wielki żal i ból sprawił ten człowiek swojej żony.
Kiedyś także w mojej długiej pracy duszpasterskiej przeżyłem wraz z małżeństwem, tragedię ich życia. Byli na wypoczynku. Nieomalże na ich oczach utopił się ich 4 - letni synek. Co miałem im powiedziec? Wiedziałem, że nie wolno tak pocieszać jak ci sąsiedzi i przyjaciele pocieszali tamto małżeństwo, o którym przed chwilą słyszeliśmy. Nie powiedziałem tym zrozpaczonym rodzicom: „Jeszcze możecie mieć dzieci,” ale powiedziałem: ufajcie, Pan wejrzy na was w swoim nieprzebranym miłosierdziu, bo Pan „gdy zasmuca, znowu się lituje według obfitości swojej łaski”. Urodziło się im jeszcze dwóch chłopców, z których pierwszy jest już po maturze.
Drodzy bracia i siostry! Tacy ludzie Boży, jak starotestamentowy Hiob, czy prorok Jeremiasz doznali straszliwego doświadczenia, okrutnego cierpienia. Byli bliscy zwątpienia, ale nie zwątpili, bo ufali Bogu. Słyszeliśmy dzisiaj wyjątek z Trenów, czyli narzekań Jeremiasza, gdy jednak mimo doświadczenia potrafił wyznawać i nas do takiej ufności dziś prowadzi: „...Niewyczerpane są objawy łaski Pana, miłosierdzie Jego nie ustaje. Każdego poranku objawia się na nowo, wielka jest wierność twoja. Pan jest moim działem, mówi dusza moja, dlatego w Nim mam nadzieję”.
Jeremiasz tak rozpoczyna swój płacz nad Jeruzalemem: „Ach! Jak samotne leży miasto niegdyś tak ludne!” A potem kilka wierszy dalej wypowiada klasyczne słowa dotyczącego cierpienia i bólu: „Wy wszyscy, którzy przechodzicie drogą, spójrzcie i patrzcie: Czy jest ból równy mojemu bólowi, który mnie zadano, którym dotknął mnie Pan?”
Te słowa napisane są pod krzyżem przydrożnym w Goleszowie. Tam przez wiele lat ciągle na nowo je odczytywałem. Mają one dotyczyć tego bólu i tego cierpienia, którego zadano naszemu Panu i Zbawcy Jezusowi Chrystusowi.
A że był to ogromny ból, dlatego skarżył się jak Jeremiasz nasz PAN Jezus Chrystus na krzyżu Golgoty do Swojego Ojca słowami Psalmu 22: „Boże mój, Boże mój! Czemuś mnie opuścił?” Albo, gdy przedtem mówił do swoich uczniów: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci!”
Czyśmy i my nigdy takiego bólu i stanu zupełnego opuszczenia nie przeżyli? Ile ludzi nie może się pogodzić ze swoim losem właśnie aż do śmierci!? Ilu ludzi nie może się pogodzić z tym, że ktoś najbliższy tak przedwcześnie od nich odszedł? Pozostali sami, opuszczeni, zrozpaczeni.
Taki ból przeżył także Jeremiasz, dlatego płacze i narzeka, aż wreszcie znajduje ukojenie w swoim bólu u PANA, w którym składa całą swoja nadzieję, gdy dochodzi do przekonania, że jednak mimo wszystkiego „dobry jest Pan dla tego, kto mu ufa, dla duszy, która go szuka.”
W cierpieniu także trzeba szukać Boga. A potem dochodzi do przekonania, że właśnie w czasie tego szukania Boga „dobrze jest czekać w milczeniu na zbawienie Pana. Albowiem Pan nie odrzuca na wieki: Gdy zasmuca, znowu się lituje według obfitości swojej łaski.”
Tego doznało wielu ludzi. Takiej pociechy doznało wielu cierpiętników, wielu Doświadczonych cierpieniem i bólem Bożych ludzi.Weźmy tylko do ręki nasz „Kancjonał”, nasz „Śpiewnik Ewangelicki” ile tam znajdziemy prawdziwej pociechy, ile tam znajdziemy jej u ludzi, którzy te pieśni tworzyli, nie za biurkiem, lecz w ciężkim doświadczeniu życiowym, którzy to wszystko co napisali wpierw przeżyli i doświadczyli. To są te pieśni, które dziś śpiewaliśmy, a wśród nich są pieśni wielkiego cierpiętnika naszego Kościoła ks. Pawła Gerhardta. Weźmy choćby 4 zwrotkę z pieśni: „Polecaj drogi swoje i życia swego los, opiece tego Pana co zły odwraca cios…”:
„Nie bolej duszo moja, / wierz i nie lękaj się! / Z boleści i utrapień / sam Bóg wyzwoli cię, / a gdy nadejdzie pora / - jak jutrznię swoich łask / ukarze co w oddali / radości błogiej blask.” [ŚE 697/4]
Przypominamy tu sobie uczniów Pańskich idących z Jerozolimy do Emaus. Oni też czuli się tak bardzo opuszczeni, osamotnieni. Oni też mówili: „A myśmy się spodziewali.” My też nieraz czegoś innego spodziewaliśmy się w życiu i po życiu, niż to co nam zostało dane. Jakże więc podobni jesteśmy do nich. I nie doznamy tak długo pociechy, jak długo nie spotkamy się na drodze naszego życia, jak oni, z żywym Jezusem Chrystusem, który jedynie potrafi nas Swoim Słowem pocieszyć i swoim Sakramentem nasycić i napoić głód i pragnienie naszej duszy.
Tego doznał prorok Jeremiasz i dlatego dziś do nas tak pisze: „Każdego poranku objawia się na nowo, wielka jest wierność twoja. Pan jest moim działem, mówi dusza moja, dlatego w nim mam nadzieję. Dobry jest Pan dla tego, kto mu ufa, dla duszy, która go szuka. Dobrze jest czekać w milczeniu na zbawienie Pana. Albowiem Pan nie odrzuca na wieki: Gdy zasmuca, znowu się lituje według obfitości swojej łaski.”
Gdy i nas takie cierpienie dotknie albo już dotyka, wtedy „czekajmy w milczeniu na zbawienie Pana.” On się nie spóźni! On na pewno przyjdzie, bo On przed nami to wszystko przeżył, co my przeżywamy i On dał nam przykład jak w milczeniu mamy oczekiwać na Boga, na Jego miłosierdzie, na Jego miłość, na Jego łaskę. Amen.
p align=/p