Drodzy Czytelnicy, porozrzucani po tym szalonym, pędzącym Bóg jeden wie gdzie, obecnym świecie. Dzisiaj pragnę abyście zatrzymali się na chwilę, odłożyli miecze, którymi tak walecznie bronimy naszej ortodoksyjnej wiary. Chcę was zachęcić do osobistego zgłębienia dawno już zapomnianej, gdzieniegdzie jedynie praktykowanej, medytacji chrześcijańskiej. Jej twórcy i gorący propagatorzy to tzw. Ojcowie Pustyni, zamieszkujący obszary dawnego Bizancjum. Pierwsze teksty dotyczące wspomnianej tematyki datujemy na IV w. po Chrystusie. Uczyli oni tzw. modlitwy nieustannej, modlitwy serca. W czasach, kiedy Europejczycy bez chwili refleksji odcinają skrzętnie korzenie ,które łączą ich z historią przodków, na rzecz zupełnie obcych, pogańskich systemów filozoficzno-etycznych Indii i innych krain dalekiego wschodu, jedynym ratunkiem wydaje się duchowa podróż w czasie w poszukiwaniu źródeł chrześcijaństwa. Proponuję więc wyprawę do pierwszych wspólnot monastycznych, które nauczą nas jak możemy trwać w nieustannej modlitwie, nawet podczas jazdy zatłoczonym tramwajem czy autobusem.
Potrzebujemy tego, aby nie upaść z pragnienia między jedną niedzielą a drugą.
Na początku warto z całą mocą podkreślić czym jest medytacja chrześcijańska, a to dla tego że większości medytacja kojarzy się ze wschodnimi systemami religijnymi. Medytacja chrześcijańska i medytacja Dalekiego Wschodu mają zupełnie inny cel i inne centrum. Celem medytacji chrześcijańskiej jest Bóg i uświadomienie sobie Jego właściwej relacji z nami, nie zaś nasze własne "ja" czy osiągnięcie nirwany. Od tego momentu medytację będę nazywał modlitwą serca, modlitwą nieustanną lub po prostu modlitwą, bo tak naprawdę tym ona właśnie jest. Można ją nazwać w odniesieniu do naszego ciała, umysłu i duszy "stanem modlitwy" - czyli faktyczną pustelnią, eremem wśród otaczającego świata.
Biblijne polecenie, które było iskrą rozpalającą powstanie modlitwy Jezusowej (kolejne jej określenie) pochodzi od św. Pawła który mówił: "Nieustannie się módlcie". Należy pamiętać, że tego polecenia nie kierował tylko do ówcześnie tworzących się wspólnot chrześcijańskich, których tryb życia mogłoby wydawać się, był bardziej niż współcześnie, sprzyjający częstej modlitwie. Polecenie to jest kierowane też do mnie, do Was, drodzy czytelnicy i wszystkich współczesnych chrześcijan. Jak modlić sie nieustannie, gdy życie pędzi naprzód?
Ja znam trzy rodzaje modlitwy (podział ze względu na formę, technikę):
- Modlitwa własnymi słowami;
Wymaga skupienia, ciszy, często odosobnienia. Podczas jazdy samochodem jest niemożliwa.
- Modlitwa słowami Biblii'
Czyli "Ojcze nasz", psalmy itp. Niby można w pędzącym samochodzie, jeśli zna się je na pamięć, ale czy oprócz mechanicznej recytacji w myśli, będziemy świadomi wypowiadanych słów?
- Liturgia podczas nabożeństwa;
Samochód, autostrada, sami pomyślcie…?
Potrzebna jest jakaś inna forma. Pierwsi pustelnicy egipscy mówili: "Jeśli mnich modli się tylko wtedy kiedy staje do modlitwy, nigdy się nie modli". Oni rozwinęli wewnętrzną medytację. Było to ustawiczne rozważanie nad wybranym fragmentem Pisma. Z czasem rozważano jedno, niezmienne wezwanie, które wymawiano w myślach, szeptem, automatyczne niczym oddech. Św. Augustyn te krótkie wezwania nazywał "aktami strzelistymi" . Ewagriusz z Pontu twierdził, że aby rozmawiać z Bogiem umysł musi być głuchy i niemy na doznania zmysłowe. Trzeba uwolnić się od nieustannego napływu myśli podczas modlitwy. Na pewno nie raz przeżywaliście podczas modlitwy sytuację, gdy świadomie wypowiadaliście pierwsze zdanie "Ojcze nasz", a kolejne mechanicznie, zajmując się jednocześnie sprawami typu:
- gdzie najtaniej naprawić samochód,
- trzeba opłacić rachunki,
- zjadłoby się coś.
Jak osiągnąć czysty stan modlitwy, pierwszy powiedział Diadoch z Fotyki w V wieku. Zalecał on ciągłe powtarzanie krótkiego wezwania zawierającego imię Jezus. Ciągłe powtarzanie tak krótkiej modlitwy zaspokaja potrzebę aktywności umysłu i jednocześnie zabezpiecza przed rozproszeniem wielością pojęć i obrazów, pomaga skupić się na jednym punkcie, Jezusie.
Rozważanie wciąż tej samej formuły pozwala dojść do momentu, kiedy w końcu zaczynamy bardziej słuchać niż mówić, pomaga skupić się nam na Tym do którego się zwracamy, a nie na własnych koncepcjach, marzeniach, wyobrażeniach.
Na przestrzeni wieków wykształciło się kilka formuł modlitwy jednozdaniowej. Cały czas przypominam że jej początki sięgają 1500 lat wstecz. Naród polski jeszcze wtedy nie istniał. Makary Wielki nauczał aby powtarzać: "Panie, zgodnie z Twoją wolą zmiłuj się nade mną", Jan Kasjan nakazywał powtarzać werset psalmu: "Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie pospiesz ku ratunkowi memu" dobrze znany z liturgii godzin. Stosowano też formułę która weszła do liturgii: "Panie zmiłuj się" (Kyrie eleison). Na stałe jednak w tradycji monastycznej wpisała się modlitwa: "Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną", której rodowód znajdujemy oczywiście w Biblii, kiedy to niewidomy żebrak u bram Jerycha wołał: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną". To wezwanie łączy się z pokorną prośbą bijącego się w pierś, celnika: "Bądź miłościw mnie grzesznemu", oraz wołaniem Kananejki: "Panie, synu Dawida, zmiłuj się nade mną". W modlitwie nieustannej nie chodzi o to, aby tylko powtarzać słowa postaci biblijnych, ale o to aby przyjąć ich postawy: jak celnik uznać swą grzeszność i bezradność, jak niewidomy wołać o światłość, jak Kananejka wytrwałym krzykiem wyrazić swą ufność w Bogu.
Czas na krótkie podsumowanie. Modlitwa nieustanna jak się okazuje jest doskonałą formą modlitwy dla współczesnego człowieka, niewolnika przeróżnych zajęć i spraw. Pozwala wykorzystać czas, kiedy biegniemy do autobusu, kiedy idziemy po zakupy, ale też wieczorny moment wytchnienia, gdy po całym dniu nie jesteśmy w stanie sformułować jakiejś odpowiedniej modlitwy. Jest ona odpowiedzią na słowa Pana Jezusa o modlitwie: "Nie bądźcie gadatliwi jak poganie, nie sądźcie że przez wielomówstwo wasze modlitwy są lepsze". Modlitwa nieustanna nastawiona jest raczej na wsłuchiwanie się w Boży głos w naszym wnętrzu, co często uniemożliwia modlitwa własnymi słowami, która powoduje pojawianie się licznych myśli i obrazów w naszym umyśle, a zatem "szumu informacyjnego". Czytając pisma Ojców, dowiadujemy się, że ówcześni ludzie, pragnący doskonalić swą modlitwę, mieli ten sam problem co my, a mianowicie: jak nie ulegać rozproszeniom podczas modlitwy. Jeden z uczniów pyta swego mistrza:
- "Proszę Ojcze, powiedz mi jak uzyskuje się pokorę, albo modlitwę doskonałą. Co powinien uczynić ten który wydaje się ulegać rozproszeniom?"
- "Jeśli chodzi bracie o nabycie doskonałej pokory, pouczył o tym Pan słowami: Uczcie się ode mnie bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dusz waszych". ... Doskonała modlitwa polega na tym, aby mówić do Boga bez zamętu oraz skupiać wszystkie myśli i uczucia, by nie ulegały rozproszeniu. Aby jednak do tego dojść, należy umrzeć dla każdego człowieka i dla świata, oraz dla wszystkiego co w nim jest. "Na modlitwie nie powinno się mówić nic innego do Boga nad to: Wybaw mnie od złego, niech się spełni wola Twoja wobec mnie." - mawiali Ojcowie.
Myśl Twoja niech będzie obecna przed Bogiem i niech pozostaje na rozmowie z Nim. Modlitwa ma miejsce wtedy, kiedy oddala się od rozproszeń i gdy widzisz, że umysł raduje się oświecony w Panu. Znakiem, że ktoś osiągnął taki stan jest to że nie ulega zamętom i rozproszeniom, choćby kusił go cały świat. Doskonale modli się ten, kto umarł dla świata i jego spraw. A jeżeli ktoś troskliwie, z miłości do Boga, spełnia swoją pracę i zadania - nie jest to zamęt, ale Boża gorliwość.
Zainteresowanych odsyłam do książki pt. "Filokalia. Teksty o modlitwie serca" - ks. Józefa Naumowicza , na której oparłem swój krótki tekst.