Kazanie pasyjne na sobotę przed Niedzielą Palmową
„Wszyscy, którzy mnie widzą, szydzą ze mnie, Wykrzywiają wargi, potrząsają głową: Zaufał Panu, niechże go ratuje! Niech go wybawi, skoro go miłuje!”
Ps 22,8-9 [Biblia Warszawska]
Módlmy się. Panie, zgromadziliśmy się, abyśmy wsłuchiwali się w Twoje Słowa. Zabierz z naszych myśli to, co odciąga nas od Ciebie i Twego Słowa. Oświeć nasz swym Duchem Świętym, spraw abyśmy poznali Twą prawdę i wolę i według nich żyli. Dla Twojej chwały, a naszego zbawienia. Amen.
Siostry i bracia w Chrystusie!
Psalm 22, choć oczywiście należy do Starego Testamentu, tak kiedy go słyszymy, to mamy przed sobą bardzo nowotestamentowy obraz, a tym obrazem jest, co zrozumiałe, ukrzyżowany Jezus. Jest to Psalm, który bardzo dobrze oddaje atmosferę Wielkiego Tygodnia, do którego wkraczamy w ten sobotni wieczór. Przed nami jest bardzo intensywny czas, podczas którego wspominamy nie tylko najważniejsze wydarzenia dla chrześcijaństwa jako religii, ale przede wszystkim dla nas osobiście, jako dla chrześcijan, wierzących w Jezusa Chrystusa. Przed nami tydzień, podczas którego pojawiają się takie tematy jak śmierć, życie, cierpienie, ofiarność, smutek, nadzieja i jej brak, strach… Czyli z jednej strony jest to tydzień, który przypomina tą największą Bożą interwencję w historię ludzkości, a z drugiej strony, jest to tydzień, który bardzo dużo mówi nam o nas samych, o ludziach. Czytając Pasję, począwszy od radosnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy, jesteśmy świadkami postępującej zmiany całej atmosfery, które pokazała tę najgorszą stronę ludzkości. Dzisiejszy krótki fragment Psalmu rozpoczyna się od słów: „Wszyscy, którzy mnie widzą, szydzą ze mnie”. Szyderstwo to, można powiedzieć, taka negatywna forma śmiechu. Śmiech sam z siebie jest czymś pozytywnym. Lubimy w końcu siedzieć sobie przy stole, pośmiać się z czegoś zabawnego. Ale są sytuacje kiedy śmiech nie jest na miejscu. Być może ktoś nie umie się zachować, to by można było jeszcze jakoś usprawiedliwić, w końcu człowiek pewnych rzeczy uczy się przez całe życie. Ale kiedy niestosowny śmiech jest celowy, wtedy mamy do czynienia z szyderstwem, a to jest o wiele gorsze. Jest to taka próba wykorzystania pewnej przewagi, bardzo nieetyczna próba, która wykorzystuje słabość drugiego człowieka. Są niestety ludzie, którzy nawet widząc ciężką chorobę, umieranie, czy śmierć innego, choć nielubianego człowieka, czują potrzebę kopania leżącego. I to jest coś strasznego.
Z pewnością słyszeliście o eksperymencie, który został przeprowadzony na Uniwersytecie Stanforda. Amerykański psycholog Philip Zimbardo przeprowadził taki eksperyment, w którym stworzył dwie grupy uczniów – ochotników, jedna z nich miała wcielić się w rolę strażników więziennych, druga więźniów. W piwnicy uczelni utworzono prowizoryczne więzienie. Wystarczyło niewiele czasu, aby przekonać się, jak przerażająco zmienili się ci, którzy odgrywali rolę strażników, jak psychicznie torturowali swoich „kolegów”, którzy odgrywali rolę więźniów. Wszystko to przyniosło szokujące konsekwencje psychologiczne. Nikt nie spodziewał się, że normalni, młodzi ludzie, studenci, wydawałoby się ludzie inteligentni, na pewnym poziomie, zaczną zachowywać się niemal jak najgorsi zbrodniarze wojenni. Wyniki eksperymentu wyjaśniono w taki sposób, że ekstremalna sytuacja spowodowała ekstremalne zachowanie. Zło, które normalnie nigdy by się nie ujawniło, wypłynęło na wierzch.
Ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa również było taką ekstremalną sytuacją. Pod krzyżem stali różni ludzie. Były kobiety, matka Jezusa, Jego uczennicy, które płakały pod krzyżem. Ze wszystkich apostołów był tam tylko Jan, ten najmłodszy apostoł, który być może, jak to zwykle bywa z młodymi ludźmi, po prostu miał więcej odwagi niż inni. A poza swoim wiekiem, może taka była jego natura, że czuł, że stanie pod tym krzyżem, stanie z płaczącymi kobietami ma jakiś sens. Że nawet jeśli ktoś milczy, sama obecność jest niezwykle ważna. To są pozytywne przykłady. Niestety przykładów negatywnych było więcej. Ludzie, którzy patrzyli na cierpiącego Jezusa z pogardą, z szyderstwem. Pewnie byli też i tacy, którym to było kompletnie obojętne. Przechodzili i nie reagowali, wszak to była zwykłe miejsce kaźni, na którym co chwilę kogoś krzyżowali, nic wielkiego, nie ma się czym przejmować. W tym wszystkim nie możemy zapomnieć o jednym. Wszystko to miało miejsce podczas żydowskiej Paschy, wielu z tych ludzi, a może nawet większość, było pielgrzymami, którzy przybyli do Jerozolimy z nabożnych powodów religijnych. A teraz zachowują się w sposób całkowicie nieludzki.
Następnie czytamy słowa szyderstwa: „Zaufał Panu, niechże go ratuje! Niech go wybawi, skoro go miłuje!” Zwróćcie uwagę na jedną rzecz. Ewangelie opisują nam, co Jezus faktycznie czynił, czego nauczał – więc z tej strony jest to wiarygodny tekst kronikarski – oczywiście natchniony Duchem Świętym – czyli jest to prawdziwe Słowo Boże, a z drugiej strony warto zauważyć, kiedy i dla kogo pierwotnie zostały napisane Ewangelie. W przypadku Mateusza, Marka i Łukasza powstały one w mniej więcej w czasach cesarza Nerona, który okrutnie prześladował chrześcijan. Uczniowie Chrystusa ginęli wówczas na arenach cyrkowych. W cyrkach, w których gromadziły się tłumy ludzi, pewnie tak na co dzień normalnych, przyzwoitych ludzi, którzy nagle odczuwali wielką radość, widząc, jak niewinni ludzie giną z rąk żołnierzy lub dzikich zwierząt. W tym czasie, gdy poganie siedzieli i cieszyli się taką „rozrywką”, chrześcijanie siedzieli razem w ukryciu i modlili się. I myślę, że ten obraz Jezusa, który doświadcza tak wielkiej nienawiści, tak wielkiego zła i tak wielkiej pogardy, a On milczy, nie odpłaca złem za zło, ale jest posłuszny Ojcu aż do ostatniej chwili, był niezwykle mocnym świadectwem dla tego pokolenia chrześcijan.
Ci, którzy szydzą, mówią: „Zaufał Panu...” To dla nich nic nie znaczy. Może myślą, że to zabawne. A to dlatego, że nie mają wiedzy, jaki jest Bóg, który umiera na krzyżu i dlaczego ten Jezus z Nazaretu w ogóle cierpi na tym krzyżu. I właśnie dlatego Jezus modli się na krzyżu: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Jezus pozostawia w ten sposób przykład bardzo trudny do naśladowania, ale jednocześnie pełen miłości. I jak mówię, była to wielka inspiracja dla pierwszego pokolenia chrześcijan. Prześladowanych chrześcijan, którzy wiedzieli o tym, że ich siostry i bracia giną na arenach. Zupełnie niewinni ludzie. Chrześcijanie, którzy widzieli tych, którzy chodzili do tych cyrków lub wracali z nich, w bardzo dobrych humorach. Jakie emocje mogło to u nich wywoływać? Naturalną reakcją byłyby te najgorsze emocje, w końcu patrzyli na współuczestników morderstwa ich bliskich. Ale przecież mieli w głowach i przede wszystkim w sercach te słowa Jezusa – nie wiedzą, co czynią. Złość, nienawiść nie pomogą, trzeba się za nich modlić, żeby poznali prawdę, a tą prawdą jest Jezus. Dziś prześladowania chrześcijan przynajmniej w naszym regionie nie zagrażają naszemu życiu. Mogą przybierać jednak formę szyderstwa, naśmiewania się z naszej wiary, wymagania, aby nasza wiara podporządkowała się współczesnym ideologiom. A o ludzi, którzy w ten sposób dziś walczą z wiarą, trzeba się modlić. Aby i oni mogli zrozumieć, kim jest Jezus, że jest prawdziwym Bogiem, który z miłości do nas uniżył się, przyjął ludzkie ciało, z miłości umarł za nas na krzyżu i dla nas zmartwychwstał, dla naszego zbawienia i życia wiecznego w niebie. Podobnie jak Saul – lepiej znany pod swoim drugim, czyli greckim imieniem – Paweł, apostoł Paweł. Gorliwy prześladowca Kościoła chrześcijańskiego, którego w drodze do Damaszku nagle zatrzymał sam Jezus, a potem Saul – Paweł, rozpoznał prawdę. I zrozumiał, że tak naprawdę nie wiedział, co robi. „Zaufał Panu...” zupełnie inaczej brzmi w ustach szyderców niż w ustach wierzących. Szydercy nie wiedzieli, że Jezus faktycznie w pełni zaufał Ojcu. Myśleli, że skoro Bóg jest wszechmocny, to taka nieludzka kara na krzyżu jest całkowicie bezsensowna. Ale Jezus znał prawdę. Wiedział, dlaczego to wszystko się działo. To jest coś, do czego my jako ludzie dojrzewamy. Widząc w tym wszystkim nie tylko realne wydarzenie, ale czyniąc krok dalej – wiedząc, że ofiara Jezusa na krzyżu była dokonana dla nas, za nasze grzechy. Jezus zaufał Ojcu aż do końca. I nam nie pozostaje nic innego, jak w zaufaniu powierzyć Mu swoje życie, wyznając swoje grzechy, żałując za nie i pragnąc czynić to, co podoba się Boga.
„Niech go wybawi, skoro go miłuje!” - kapitan nie opuszcza statku. Chirurg nie ucieka ze szpitala podczas operacji. Owszem są sytuacje, kiedy człowiek może by chciał uciec, są też i sytuacje kiedy wręcz należy uciec – chociażby w przypadku zagrożenia życia. Ale tak ogólnie, zamiast uciekać od problemu, uciekajmy do Boga. Nie OD, ale DO. Jezus wiedział, że tym prawdziwym wybawieniem nie będzie zejście z krzyża, ale ufne wytrwanie aż do końca. Wtedy nie chodziło o Jego wybawienie – On dobrowolnie zrezygnował na 33 lata ze swej boskiej wolności, po to, aby tą prawdziwą, wieczną wolność dać nam. Cokolwiek by na nas nie przyszło, a przychodzą różne doświadczenia i ciężary, pamiętajmy o tym, abyśmy uciekali przede wszystkim DO, do Boga. Do Boga, w którym znajdziemy pokój, pojednanie i życie. Niech te najbliższe dni, tak szczególne dla naszej wiary, jeszcze bardziej wzmocnią naszą ufność, którą pokładamy w Bogu – bo to On wybawia nas z niewoli grzechu, śmierci i diabła. Amen.