Jak to jest być Odwiecznym Ojcem i Bogiem Mocnym, a cieszyć się z wywijania fikołków w wodach płodowych? Tego się pewnie nie dowiem nawet po tamtej stronie. Za to jedno wiem na pewno: tenże Wszechmocny Pan Zastępów i Wszechwiedzący musi być przepełniony miłością do nas, skoro znalazł upodobanie w aż tak małej prozie życia i Mu się nie znudziło nicnierobienie i "tylko" bycie blisko, bycie Bogiem z nami, przez pierwsze dziewięć miesięcy Bogiem z mamą. Nienarodzony Pantokrator, bezradny Stwórca. Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas.
Niby zdaję sobie sprawę z treści nauki o Wcieleniu, mogę nawet karmić próżną chwałę, cytując wersy z Biblii czy Atanazjańskiego wyznania wiary albo dokumenty kolejnych soborów chrystologicznych IV i V wieku, ale co z tej całej mojej wiedzy, skoro zmieszałem się, żeby nie powiedzieć: zgorszyłem, sam swoją czelnością podczas pisania poprzedniego akapitu. Ja, pyłek na wietrze i polna trawa, silę się na śmiertelną powagę, a Pan panujących i Król królujących nie miał problemu w tym, żeby wywijać te fikołki i wesoło kopać, kiedy Józef utulił Marię w chłodną noc pod gołym niebem podczas podróży z Nazaretu do Betlejem. Bóg nie miał też problemu, żeby wrzeszczeć w niebogłosy (z-nieba-głosem), bo jest głodny, bo trzeba przewinąć, bo trzeba ucałować w obite czoło po falstarcie z pierwszymi krokami bez trzymania za ścianę albo meble. Jak tak popatrzę na Niego i na mnie - to dobrze, że koniec końców jestem w Jego rękach, a nie swoich.
Nie tylko dla mnie prawda jest równie jednoznaczna, co trudna do pojęcia. Na prawosławnych ikonach Józef nie jest lukrowym dodatkiem do familijnej sielanki jak w naszych szopkach, szczególnie tych komercyjnych, gdzie nie ma miejsca na refleksję i ukazanie trudu. Ojczym, mąż świeżo "okradziony" z planów małżeńskich przez samego Jahwe, siedzi poza grotą, zwykle plecami do żony i Jezusa. Może już nie wątpi w prawe pochodzenie Dzieciątka (uwierzył aniołowi we śnie, może i kobietom z rodziny, które sprawdziły czy "wersja" Marii znajdzie potwierdzenie w nienaruszonym fizycznym dziewictwie - wiem, że dla nas to szokujące, podobnie jak wiek matki, ale inne czasy i inny krąg kulturowy), ale ciężko mu ułożyć radykalne postawienie jego małżeństwa na głowie, o które nikt go nie pytał. W końcu przyjął ten fakt dokonany i się sprawił jako głowa rodziny, ale w tę noc - przynajmniej według ikon - walczył ze sobą, w dodatku judzony przez odzianego w rozpaczliwą czerń diabła. Nawiasem mówiąc, trzeba uchylić czoła przed liturgiczną intuicją Kościoła starożytnego, zachowaną w dawnych liturgiach prawosławnych, katolickiej i tak bliskiej nam mszy staroluterańskiej. Wierni w trakcie wielbienia Boga słowami nicejsko - konstantynopolitańskiego Credo, skłaniają głowy i przyklękają ze czci dla tej nieprzeniknionej wspaniałej ewangelii i tajemnicy właśnie na słowa dotyczące poczęcia za sprawą Ducha Świętego, przyjęcia ciała z Marii Dziewicy i stania się Człowiekiem.
Z której strony by nie ugryźć, jak osioł i wół stoi w stajence, tak w Piśmie stoi niepokalane poczęcie. Tylko potem przez koleje wieków z ludzką tradycją doktrynalną dodawaną do Pisma, a nawet przeciw Niemu, wychodzi jak z radiem Erewań z żartów z epoki kiedy szczytem świątecznej komercji były kubańskie mandarynki. Zatem kilka ewangelickich sprecyzowań w oparciu o Pismo: to biblijne niepokalane poczęcie nie dotyczyło Matki, tylko Syna. Nie było w historii zbawienia drugie, tylko pierwsze. Nie było też ostatnie, czy jedyne, a "prototypowe", pierworodne Głowy dla Ciała, to jest nieskalanej (docelowo) Oblubienicy, górnego Jeruzalem, Królestwa, Kościoła powszechnego, społeczności świętych. Na dziś – błogosławiona Maria, Matka swojego i naszego Pana, jest już niepokalana. Jesteśmy tego pewni, skoro ją Syn obdarował wiarą w Niego, Duch napełnił w Dniu Wcielenia i potem w Pięćdziesiątnicę, a Ojciec przyjął w swoim domu po jej śmierci. Matka Boża nie jest w tym wszystkim z ewangelickiej, biblijnej, po prostu chrześcijańskiej perspektywy nikim więcej niż Bożą Oblubienicą, ale też i nikim mniej. Po prostu ludzka mama Zbawiciela (obecnie przynajmniej jej dusza) żyje szczęśliwie w bliskości z Bogiem i modli się za wszystkie członki jej Syna w Ciele - społeczności świętych.
Kiedyś natomiast w ciele zmartwychwstałym, podobnie jak wszyscy, którzy będą Jezusa w czasie paruzji, przyjdzie razem z Synem na obłokach. Skoro wszyscy Jego święci wtedy z nim przyjdą w ciele, więc i ona z resztą zbawionych z rodziny też: Maria pod rękę razem z Rut, Rachab i Batszebą. W ostatnich dniach Adwentu, w tym rozpięciu między już i jeszcze, pierwszym i drugim Przyjściem, kiedy wspominamy i cieszymy się deszczem wiosennym, radość oczekiwania na deszcz jesienny dopełnia nasze modlitwy i ożywia naszą wiarę.
Skoro zarodek, noworodek, niemowlę i wszystkie inne etapy doczesnej egzystencji ludzkiej Jezusa, potomka Abrahama, dziedzica Dawida, syna Marii i - jak mniemano - Józefa, "mieściły" w sobie naturę i Osobę Boską; skoro prorocy bywali napełniani Duchem Pańskim już od łona matek; skoro wspomniany król w psalmie wyznawał, że nie tylko urodził się już obciążony grzechem, ale w ogóle poczęty został jako grzesznik w łonie matki, za to w innym miejscu wielbił Pana, że zgotował sobie uwielbienie ustami dzieci, niemowląt i ssących (przypomina się tekst piosenki "Agugu" Arki Noego: "duże modli się jak umie, małe modli się najlepiej"); skoro Jan, syn Elżbiety i Zachariasza, poruszył się w łonie i w ten sposób, jako napełniony Duchem sześciomiesięczny nienarodzony bobas, uwielbił jeszcze młodszego według człowieczeństwa Przedwiecznego, to z chrzczeniem tylko "w wieku świadomym na wyznanie wiary" korci, żeby zapytać czy to rzeczywiście sola Scriptura i per sola fide, czy też już nuda Scriptura i eksplicytyzm, za którymi stoi potrzeba jasnego odcięcia się czy to od Rzymu, czy potem – Westminsteru.
Nie boję się o dzieci poronione (wg danych medycznych jedna trzecia wszystkich ciąż), zabite, zmarłe przed chrztem. Nie sposób w świetle Pisma bronić koncepcji, żeby to Bóg był związany sakramentami, a nie sakramenty ożywiane łaskawą wolą Boga. Bóg jest Królem miłosierdzia, zwiastowanie i sakramenty (tylko) Jego regaliami. Cyrus został namaszczony przez Jahwe na „mesjasza” Izraela i pełnił swoją służbę długo zanim poznał Pana niebios, nieba i ziemi po Imieniu, a prorocy Boży mówili o tym zanim ktokolwiek myślał o imperium medo – perskim, nie mówiąc o samym Cyrusie. Pięknie to rozróżnił Augustyn w wykładzie zapisanych przez Marka słów Pana kto uwierzy i ochrzci się. W potępieniu nieochrzczonych nie chodzi o brak chrztu wodnego jako taki, a dopiero o wzgardę dla nakazu Pana co do drogi przyjęcia Jego łaski. To Bóg „ożywia” zgodnie ze swoją obietnicą swoje ustanowienia, a nie obrzędy ograniczają Boga. Ojcowie Kościoła, również ojcowie apostolscy w pismach lokalnie uznawanych za natchnione – mówili o tym, że dobry katechumen jest lepszy od oziębłego ochrzczonego, ale też, że pełnia darów odrodzenia jest udzielana przez Boga, również dorosłym katechumenom dopiero z chrztem.
Tak samo nie boję się o zbawienie Niewinnych Młodzianków, których wspominać będziemy już za kilka dni. Co właściwie będziemy wspominać? Ich wiarę? Ich męczeństwo, świadectwo? Na pewno obdarowanie ich niebem przez łaskawego Boga i odpowiedzialność wziętą przez Boga za tragedię, której zawinił wyłącznie człowiek. Czyli jak to w chrześcijaństwie, będziemy uwielbiać Boga, za to, że jest naszym Bogiem. Nie ma lepszego, bardziej jednoznacznego obrazu zbawienia jako monergistycznego dzieła Boga niż chrzcielne odrodzenie niemowlęcia. Prawdziwa wiara nie jest zestawem doktryn i poglądów etycznych, nie jest nim przede wszystkim, ani tym bardziej w całości. Wiarę intelektualną, historyczną mają i złe duchy – a dalej drżą ze strachu i złośliwości, niezdolne poddać się Dobrej Nowinie.
Jaką wiarę (wierność, zawierzenie: hebr. aman, emun, emuna, gr. pistis, łac. fiducia, tak często wskazywane przez Lutra jako wiara pełna, a nie tylko czysto dogmatyczna fides) mogą zatem mieć małe dzieci? Po pierwsze – stworzoną jak nowe serce daną jak nowy duch nam i im bez naszego współudziału. Po drugie – niechże mi ktokolwiek pokaże kogoś, kto wie więcej o przylgnięciu, zaufaniu, poleganiu wyłącznie na osobie dającej życie i pokarm z samej siebie niż niemowlę u piersi matki. Najwyższa teologia usynowienia Bożego jest tylko próbą przypomnienia sobie i życia mądrością, którą wykazywaliśmy w pierwszych miesiącach życia, tak zjednoczeni i zależni od naszych mam, że w ogóle pozbawieni jeszcze własnego, świadomego ego i egoizmu. Niemowlę przeżywa Ty na długo wcześniej niż ja, a nam jeszcze wiele czasu zajmie wejście w taką relację z Bogiem. Wiele, bo dokładnie całe doczesne życie. Obyśmy i my stawali się jak te nowo narodzone dzieci Ducha Świętego. Na marginesie: jaka szkoda, że w przeciwieństwie do języków biblijnych po polsku jest On określony rodzajem męskim, a nie żeńskim gr. pneuma czy hebr. ruach. Efekt uboczny jest taki, że tak potrzebna naszej naturze i naszym sercom Matka Najświętsza przez większość chrześcijan w Polsce jest utożsamiana z błogosławioną Marią, Matką Pańską, zamiast z samym Bogiem.
Sam nic lepszego nie dostałem jak żyję, ani nie dostanę, ile tylko jeszcze po tym świecie będę chodzić, więc nie wyobrażam sobie odwlekać tego daru własnym dzieciom, bo nie recytują formułki o doświadczeniu nawrócenia i wybraniu Jezusa jako Pana i Zbawiciela, czy zestawu wersetów o zanurzeniu w Chrystusie albo odrodzeniu z wody i z Ducha. Dzieci wierzących są święte, jak mówi Paweł w 7. rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian. Warto zwrócić uwagę na to co apostoł mówi i czego nie mówi: małżonek wierzącego jest określony jako niewierzący, ale ich dzieci nie; ponadto dzieci są święte w formie dokonanej, a niewierzący małżonek uświęca się dzięki wierzącej stronie w trybie ciągłym, niedokonanym, za to z zachętą do ufności, że świętość osiągnie. Zgodnie z radą Piotra dla Korneliusza: uwierz w Pana, a zbawiony będziesz Ty i Twój dom, cały oikos, bez względu na metrykę i PESEL. Nikt na niebie i ziemi nie zabroni Suwerennemu Władcy stwarzać wiary niemowlęcej w dzieciach jak i kiedy On chce. Chrzest niemowlęcia, w dodatku rozumiany jako udzielenie z łaski Króla nowonarodzenia (dziecku niezdolnemu o nie poprosić, ani nawet pojąć jego konieczności), jest zatem zgorszeniem dla liberalnego, odstępczego świata, głupstwem czy błędem dla brata baptysty czy prezbiterianina , a dla nas, luteran, którzy rozpoznajemy realne, obiektywne udzielenie Boskiego pokarmu w sakramentach – każdorazowo objawieniem Chrystusa, Mocy i Mądrości Bożej na drodze zbawienia, uświęcenia i uwielbienia.
Co do etyki rodzicielstwa, nie sposób tej Świętej, promieniejącej chwałą niebieską Nocy, w dzisiejszej ciemnej dolinie zachodniej cywilizacji nie podnieść głosu przeciwko aborcji, takiej na zimno wybranej na życzenie, bo plany, kariera, styl życia. Wiara bezobjawowa, nie stająca w obronie Bezbronnych jak Młodziankowie wyrżnięci przez Heroda, jest martwa Taka światowa wiara zbawić nie może, tak jak nie może ratować tych najmniejszych, niemych jak Baranek na rzeź prowadzony. Podobnie przy zapłodnieniu in vitro. Tej metodzie obejścia niepłodności, której przyświeca – na pewno ze strony rodziców – szczytny cel, jednak niesie ona ze sobą tak wiele zagrożeń bioetycznych. Pierwszym z nich jest mrożenie i likwidacja „nadmiarowych” poczętych istnień, nazywając po imieniu – zabijanie nienarodzonych po selekcji według stanu zdrowia. Tu przerwę moralitet, choć już się zacząłem zapędzać. Zamiast świątobliwych gromów, jako ilustrację prawd i nakazów Bożych, o których dziś mowa, dołączam do artykułu wersję róży Lutra, która złapała mnie za serce już lata temu i dalej ciepło trzyma. W sercu pośrodku róży jest Dzieciątko z pępowiną, na kilka dni przed Rozwiązaniem właśnie. Genialna intuicja autora, mówi o wspaniałości wcielenia Emmanuela i tragedii bezbronnych więcej niż ja mógłbym słowami, nie szkodząc własnemu sumieniu potępieniem sprawców, których Bóg, póki żyją, nie przeklął.
Czytelników zapraszam do modlitwy za rodziny doświadczone stanem mającym być błogosławionym, a naznaczonym tragedią. Trzeba wiele empatii i pokory w struacji wyboru między matką a dzieckiem. Moralnie jest to poświęcenie jednego życia jako koniecznego środka dla ratowania drugiego. Trauma, ale nie grzech. Kolejny dylemat dotyczy sytuacji gwałtu albo jednej z tych chorób, gdzie przeznaczeniem dziecka jest urodzić się, aby umrzeć w bólu po kilku dniach. Dziecko oczywiście jest sposobowi poczęcia niewinne, a choroba - nie czyni eutanazji dobrem. Jednak nie jest oczywiste, że każda kobieta wytrzyma psychicznie ciążę i macierzyństwo w takich sytuacjach. Tyle tu pytań i odpowiedzi, ile historii. Potrzeba wiele miłości i opieki. Wspaniałe historie matek, które podołały, miały oparcie nie tylko w Bogu, ale też to namacalne – bliskich i profesjonalistów, mogą wnieść ocean światła w morze mroku w duszy kobiety i jej rodziny, pokazać drogę. Jednak używane do bicia po głowie – to nie gorliwość o dom Pański, a faryzejska podłość. Józef jako mąż sprawiedliwy, kiedy jeszcze nie wiedział, że Owoc jej łona jest z Ducha Świętego, a nie ze zdrady, nie zdecydował wydać Marii na ukamieniowanie za cudzołóstwo, co nakazywał Zakon, a po cichu rozwieść się, żeby ominęło ją najgorsze i mogła sobie z pomocą rodziny w innych stronach ułożyć życie (trudne, ale dalej życie, dla niej i dla dziecka). Wiem za to, że Zakon mi nakazuje nieosądzanie nawet oczywistego grzesznika i towarzyszenie cierpiącemu, także złamanemu największemu nawet winowajcy względem Prawa.
Czytelnikom, w imieniu swoim i całego Ewangelickiego Stowarzyszenia Luteran Konfesyjnych, życzę błogosławieństwa Bożego z okazji Jego urodzin. Co do konkretu, to On, Odwieczny Ojciec i Bóg Mocny, już wie co, kiedy i komu się najlepiej przysłuży, do życia w obfitości ducha i szczęścia wiecznego. Kochajmy siebie nawzajem w te Święta i w modlitwie. Chociaż już do Jego wypełnionego dzieła nie bardzo mamy co dodać, to jednak, skoro jednak On mówi, że jest sens "dodawać" nasze modlitwy do Jego krwi, to też zapraszam do modlitwy. Nie jakiejś wielkiej i ciężkiej, ale takiej najdrobniejszej, byle z serca, bo radosnego i chętnego dawcę miłuje Bóg. Będzie w sam raz, bo ciężar niósł Ten, co rozpoczął w drewnianym żłóbku, a potem dopełnił dzieła, rozpięty na drzewie poznania dobra i zła, które sam przyniósł na Kalwarię, żeby je nam odmienić w drzewo życia. On urodził, się w Betlejem, a jeżeli pozwalamy Mu rodzić się w nas, to my nowo narodziliśmy się na Kalwarii.
Ono w żłobie nie ma tronu
I berła nie dzierży
A proroctwo Jego zgonu
Już się w świecie szerzy.
I znów niejeden średniowieczny lub renesansowy malarz okazuje się uważnym uczniem Pisma, całego utkanego krwistą nicią odkupienia i Bozej miłości do upadłych, malując na horyzoncie za grotą czy stajnią Golgotę i jej krzyże. Szczęśliwie ta sama intuicja teologiczna przyświecała twórcom kanonu ikon Bożonarodzeniowych. W dali za grotą po cichu zaznacza swoją obecność krzyż, bez którego nie sposób wyobrazić sobie jak w tym roku rozpocząć liturgię wigilijną od zawołania "zwiastuję Wam radość wielką" na uciemiężonej Ukrainie (o nią też się módlmy, jak również za jej Heroda). On przyszedł na to, aby świat był przez niego zbawiony, za pierwszym razem z powodu pokonania grzechu, a jeszcze przyjdzie – dla uwielbienia swoich świętych. I wtedy już pozostanie z nami widzialnie, zasiądzie na tronie swojego praojca, Dawida, a królestwu Jego nie będzie końca. Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał.
Gloria, gloria, gloria in excelsis Deo