Nie możemy rezygnować z Zakonu (Prawa) - nie po to, aby dobijać ludzi, ale aby Ewangelia była jeszcze słodsza, aby przynosiła prawdziwą pociechę, aby odpuszczenie grzechów nie było pustym terminem technicznym, ale źródłem radości i siły w całym życiu chrześcijańskim.
Żyjemy w niezwykle podzielonym świecie. Podzielone są społeczeństwa, a czasem nawet rodziny. Ów podział nie omija również Kościołów chrześcijańskich. Owszem – wydawać by się mogło, że jako chrześcijanie do podziałów zdążyliśmy się przyzwyczaić. Wiemy bowiem, że nawet ten najprostszy – a już dla wielu znaczący podział chrześcijaństwa na katolicyzm, prawosławie i protestantyzm, jest podziałem aż do bólu uproszczonym. W ramach tego podziału tworzymy konkretną denominację, nazywamy się – w zależności od regionu czy chęci rozłożenia akcentów – ewangelikami, względnie ewangelikami augsburskimi, czy augsburskiego wyznania, ewangelikami luterańskimi, czy luteranami. Na potrzeby tego referatu będę używał jednak dwóch określeń – ewangelicy, albo luteranie – rozumianych jako synonimy. Współczesny luteranizm wyraźnie ulega coraz większemu podziałowi. I co ciekawe – powodem podziału nie są sprawy dogmatyczne – albo konkretniej – dogmatyczne w wąskim tego słowa znaczeniu. Powodem podziału stają się dziś sprawy etyczne. Szczególnie silnie widać to w tematyce ordynacji osób homoseksualnych, czy uznaniu związków jednopłciowych jako akceptowalnych, albo wręcz z prawem nazywania ich małżeństwem.
Wydawać by się mogło, że jest to problem ściśle etyczny, albo nawet polityczny – konfliktu między lewicą a prawicą. Ale takie postrzeganie tematu uważam za krzywdzące. Przede wszystkim uważam, że współczesne kontrowersje w ramach chrześcijaństwa, ściślej luteranizmu, są efektem błędów teologicznych – w tym wypadku antynomizmu, czyli odrzucenia Zakonu jako wyznacznika tego co jest grzechem, a co też nie jest. Z góry chciałbym podkreślić, że nie ma tu mowy o jakiejkolwiek politycznej kalce. Chrześcijaństwo nie stoi bowiem przed wyborem między lewicowym neomarksizmem a prawicowym konserwatywnym kapitalizmem. Przepisy etyczne Zakonu Mojżeszowego stoją w sprzeczności nie tylko z rozszerzeniem seksualności poza związek małżeński kobiety i mężczyzny, czy np. w temacie aborcji, czy eutanazji – jako grzechom przeciwko 5. przykazaniu, ale dotyczą również kwestii odpowiedzialności wspólnotowej, troski o słabszych, walki z wyzyskiem, czy szeroko rozumianej tematyki sprawiedliwości.
Autorytet Zakonu bywa dość często podważany. Liberalni szydercy przypominają z radością iż zgodnie z 3 Mż 11,9-12 coraz popularniejsze w naszej kuchni krewetki są obrzydliwością w oczach Boga. Poczciwy Ewangelik traktujący Pismo Święte jako prawdziwe Słowo Boże może być takimi wypowiedziami zdziwiony, a nawet zniechęcony do autorytetu Pisma Świętego. Oczywiście zdrowa teologia ma odpowiedź na ten problem. Przyjął więc się podział Zakonu na ceremonialny, cywilny i moralny – choć oczywiście takiego schematu nie znajdziemy w Biblii. Podział ten rozpropagował w chrześcijaństwie dopiero Tomasz z Akwinu, a Marcin Luter jego metodologię przyjął i kontynuował. Jednocześnie Luter radykalnie zmienił dotychczasową, średniowieczną rolę Zakonu, co widzimy chociażby w jego znanej pracy - „O wolności chrześcijańskiej” gdzie pisze: „Jasne jest więc, że człowiekowi chrześcijańskiemu wiara jego starczy za wszystko i że nie będzie mu trzeba też uczynków by został usprawiedliwiony, a jeżeli mu nie trzeba uczynków, to nie trzeba mu i zakonu, a jeśli mu nie trzeba zakonu - wolny jest od zakonu i prawdą jest to, że "Zakon nie jest ustanowiony dla sprawiedliwego" (1 Tym. 1,9)”1.
Powracając do podziału Zakonu na trzy części – część cywilna przynależy oczywiście do sfery państwa, a nie Kościoła. Część ceremonialna ze względu na ofiarę Chrystusa również traci na aktualności – taką perspektywę odrzuca jednak adwentyzm i współczesne nurty judaizujące. Ale co z przepisami moralnymi? Czy moralność została usunięta, albo dopasowana do zachcianek i wyobrażeń współczesnego człowieka? Co ma być etycznym wyznacznikiem dla chrześcijanina, jeśli nie Słowo Boże? Tu warto przytoczyć słowa apostoła Pawła z 2 Tm 3,16-17: „Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany.”
Właściwą część tematu chciałbym zacząć od cytatu szkockiego kalwinisty, teologa, zasłużonego szczególnie w misji nawracania węgierskich żydów – z tego powodu nazywanego też „rabbi”, a to Johna Duncana (1796 – 1870), który znany był z wielu aforyzmów, a interesujący nas brzmi: „Jest tylko jedna herezja, a tą jest antynomizm”2. Oczywiście, ciężko jest uznać dosłownie, że nie istnieją inne herezje. Czy to antytrynitarne, czy przeczące prawowiernej nauce o Jezusie Chrystusie. Ale taki twardy wyrok jest podkreśleniem, że antynomizm (czyli odrzucenie Zakonu) nie jest marginalnym, kompletnie nieistotnym elementem zagrażającym ortodoksji chrześcijańskiej, w tym ortodoksji ewangelicko-luterańskiej szczególnie.
Czym w ogóle jest antynomizm? Sam termin wprowadził dopiero Dr Marcin Luter3, a opisywał on skrajną interpretację roli Zakonu (Prawa) w życiu i nauce Kościoła. W dużym uproszczeniu można to podsumować tak, iż Zakon jako wyznacznik grzechu a jednocześnie chrześcijańskiego postępowania zostaje odrzucony, a zastąpiony zostaje np. bliżej nieokreślonym naśladowaniem „miłości Chrystusa”, albo – współcześnie, czystym świeckim humanizmem. Po raz pierwszy problem pojawił się w roku 1525, a to za sprawą teologa Johannesa Agricoli4. W tle był osobisty konflikt między Agricolą a Filipem Melanchtonem. Kiedy Melanchton w swym „Sprawozdaniu z wizytacji Kościoła saksońskiego” zawarł, iż należy zwiastować nie tylko Ewangelię, ale również Zakon, Argicola stwierdził, iż jest to droga powrotna do Rzymu. Skrucha, czy pokuta powinny według Argricoli być efektem słuchania Ewangelii, a nie Zakonu. Długo trwało zanim Luter autorytatywnie wypowiedział się przeciw antynomizmowi, bowiem dopiero w roku 1539 powstało pismo „Przeciw Antynomistom”. Konflikt rozszedł się po kościach, w sporej mierze dlatego, że Agricola zniknął z Saksonii i został pastorem w Berlinie.
Problem jednak powrócił, dlatego też mówimy nie tylko o pierwszym, ale również drugim sporze antynomistycznym. Wybuchł on na tle konfliktu między filipistami a gnezjoluteranami. Filipiści uznawali, że sama Ewangelia jest w stanie doprowadzić do skruchy, czyli tym samym Zakon nie jest potrzebny.5 Trzeba jednak nadmienić, że drugi spór dotyczył bardziej kwestii trzeciego użycia Zakonu, niż jego drugiej funkcji – a to jest kluczowe w omawianym temacie. Zakończeniem owego konfliktu, było powstanie Formuły Zgody w roku 1577, która w roku 1580 stała się częścią Księgi Zgody, zaczynając tym samym okres ortodoksji w historii luteranizmu. I właśnie Formuła Zgody jest kluczowa w naszym luterańskim rozumieniu tematu roli Zakonu w życiu i zwiastowaniu Kościoła. Jest to dokument wiążący, któremu duchowni ewangelicko-luterańscy ślubują wierność podczas ordynacji, czy instalacji.
Zanim jednak przejdziemy do Formuły Zgody sięgnijmy do źródła naszej wiary, do Pisma Świętego. W 1. Liście Jana 3,4 czytamy: „Każdy kto popełnia grzech, i zakon przestępuje, a grzech jest przestępstwem zakonu.” W greckim oryginale: καὶ ἡ ἁμαρτία ἐστὶν ἡ ἀνομία. Czyli - „a grzech jest bezprawiem.” Anomia jest stanem bezprawia, wynikającym z następujących możliwych powodów: 1) nieznajomości Prawa, 2) naruszenia Prawa, albo 3) pogardy wobec Prawa. Słowo anomia pojawia się w Nowym Testamencie 16 razy. Przytoczę tu dwa przykłady:
Mt 7,23: „A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie.”
2 Kor 6,14a: „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość (δικαιοσύνῃ) z nieprawością”
W Septuagincie słowo anomia znajdujemy w różnych formach aż 200 razy.
Ps 55,11: „Dniem i nocą obchodzą je po jego murach, A jest w nim niegodziwość (Hebr: 'aven, LXX: Anomia) i ucisk.”
W tym wypadku słowo 'aven nie oddaje w pełni greckiego słowa anomia.
Ważny jest natomiast sam fakt, związku między grzechem a Zakonem. Tu sięgnijmy do ulubionego listu pawłowego naszego Reformatora – czyli Listu do Rzymian:
Rz 7,10-14: „a ja umarłem i okazało się, że to przykazanie (ἐντολή – hebrajski odpowiednik: mitsvah), które miało mi być ku żywotowi, było ku śmierci. Albowiem grzech otrzymawszy podnietę przez przykazanie, zwiódł mnie i przez nie mnie zabił. Tak więc zakon jest święty i przykazanie jest święte i sprawiedliwe, i dobre. Czy zatem to, co dobre, stało się dla mnie śmiercią? Przenigdy! To właśnie grzech, żeby się okazać grzechem, posłużył się rzeczą dobrą, by spowodować moją śmierć, aby grzech przez przykazanie okazał ogrom swojej grzeszności. Wiemy bowiem, że zakon jest duchowy, ja zaś jestem cielesny, zaprzedany grzechowi.”
Zasadniczy jednak powinien być dla nas stosunek samego Jezusa Chrystusa do problematyki Zakonu – Mt 5,17-19: „Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać (καταλῦσαι – rozpuścić, zniszczyć, zburzyć, obalić) zakon (νόμον) albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić (πληρῶσαι – wypełnić). Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie. Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych i nauczałby tak ludzi, najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios; a ktokolwiek by czynił i nauczał, ten będzie nazwany wielkim w Królestwie Niebios.”
Tu oczywiście można doczepić się tego, co oznacza owo „wypełnić”. Jeśli przypadkiem nie ma tu mowy o dyplomatycznym synonimie słowa „rozwiązać”. Komentarz biblijny KUL do Ewangelii Mateusza w następujący sposób tłumaczy sposób „rozwiązać”: „Wymowa czasownika katalyein polega na tym, że nie ma on tylko znaczenia teoretycznego, ale wyraża dynamiczną rzeczywistość. W połączeniu zaś z przeczeniem stwierdza, że coś ma nadal moc obowiązującą”6. Natomiast słowo „rozwiązać” tłumaczy komentarz w następujący sposób: „poddać się wymogom proroctw starotestamentalnych, ukazać właściwy sens starotestamentalnego objawienia poprzez nauczanie i przez swoje życie”7. W tym świetle sprawa powinna być oczywista. Przyjście i misja Jezusa Chrystusa nie niosły za sobą zniesienia Zakonu.
Pewnym rozdźwiękiem, który może się pojawić i prowadzić do pewnych nieporozumień jest tematyka naszej wolności od Zakonu. Bowiem z jednej strony Słowo Boże poświadcza, iż Zakon nie został zniesiony / rozwiązany. Z drugiej jeżeli apostoł Paweł pisze „nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską” (Rz 6,16) – oznacza to, że jesteśmy wolni od Zakonu. Na czym polega wolność od Zakonu? Idąc za teologią Pawła – a tym samym Lutra, wolność od Zakonu, jest wolnością od Zakonu jako drogi zbawienia8. Tym samym nie rozpatrujemy Zakonu z perspektywy „jak być zbawionym?”. Nasza droga do zbawienia nie spoczywa w Zakonie. Ona spoczywa w Chrystusie.
W kontekście antynomizmu, czy też roli Zakonu w teologii i pracy Kościołów ewangelickich nie możemy zapomnieć o tzw. prawie naturalnym. Cóż to takiego? Sam termin pochodzi z filozofii stoickiej, oznaczał on w uproszczeniu tyle, że pomimo zmian zachodzących w ludzkości, pewne prawa są niezmienne, a są to prawa natury. Myśl ta przyjęła się w pewnym stopniu we wczesnym Chrześcijaństwie – zwłaszcza zachodnim. Wynikało to oczywiście z podstaw biblijnych, ściślej Rz 2,14-15: „Skoro bowiem poganie, którzy nie mają zakonu, z natury czynią to, co zakon nakazuje, są sami dla siebie zakonem, chociaż zakonu nie mają; dowodzą też oni, że treść zakonu jest zapisana w ich sercach.” Temat w sposób znaczący został rozwinięty w średniowieczu, szczególnie przez Tomasza z Akwinu. Reformacja luterańska zasadniczo przyjęła patrystyczne rozumienie prawa naturalnego, uznając – za Augustynem z Hippony, dekalog jako kodyfikację prawa naturalnego. Z perspektywy luterańskiej teologii „prawo naturalne jest pozostałością poznania, z którym człowiek został stworzony. Ale ponieważ ludzka świadomość prawa naturalnego została zaciemniona przez grzech, Bóg dał człowiekowi dekalog i rozwinął go w Biblii”9. Tym samym choć jesteśmy wyzwoleni od Zakonu, to tylko on w sposób jasny, bez wpływu naszej grzesznej natury, uświadamia nas o Bożej woli i o tym co jest grzechem.
Krótko chciałbym jeszcze skupić się na problematyce legalizmu. Legalizm w sposób szczególny zagrażał wczesnemu chrześcijaństwu, a wychodził on ze środowisk judaizujących. Głównym zagrożeniem legalizmu jest stawianie przepisów Zakonu ponad wolnością, którą Chrystus obdarza nas w Ewangelii10. Owszem może wydawać się, że to legalizm jest zaporą przed liberalizmem, czy nijakością moralną w chrześcijaństwie. Jest to jednak ślepa uliczka, pułapka. Legalizm zabiera nam Ewangelię, tym samym jeśli będziemy pokładać naszą ufność w Zakonie, jak możemy nazywać się Ewangelikami? Powiem ostrzej – jak możemy nazywać się Chrześcijanami?
Przechodząc do Ksiąg Symbolicznych. W żadnej z ksiąg wyznaniowych naszego Kościoła nie znajdziemy ani oddzielnej pracy, ani nawet specjalnego rozdziału, punktu poświęconemu antynomizmowi. Tym niemniej nasza Norma normata w jasny sposób wykłada prawowierne rozumienie roli Zakonu, a to w Formule Zgody w artykułach „O Zakonie i Ewangelii”, oraz w „O trzeciej funkcji Zakonu”. Formula Concordiae wyraźnie optuje za rozróżnieniem między Zakonem a Ewangelią, jak czytamy: „Wierzymy, nauczamy i wyznajemy, że Zakon jest istotnie objawioną nauką, która wskazuje to, co jest prawe i miłe Bogu i co karze także wszystko, co jest grzechem i sprzeciwia się woli Bożej. Dlatego wszystko, co występuje w Piśmie Świętym i karze za grzechy, to rzeczywiście należy do zwiastowania Zakonu.” Zakon jest więc potrzebny, aby uświadomić nam wolę Bożą, nasze grzechy, oraz ciążącą na nas karę za nieposłuszeństwo Bogu.
To dotyczy ściślej drugiej funkcji Zakonu. Ale jest jeszcze trzecia funkcja, której definicja rodziła się w bólu konfliktów, zakończonych Formułą Zgody. Księga w następujący sposób wykłada czystą, chrześcijańską naukę o trzeciej funkcji Zakonu: „Wierzymy, nauczamy i wyznajemy, iż nawet jeśli prawdziwie wierzący w Chrystusa i nawróceni do Boga przez Chrystusa zostali uwolnieni od przekleństwa i przymusu Zakonu, to jednak przez to nie są oni bez Zakonu, lecz że Syn Boży ich wybawił po to, by rozważali Zakon dniem i nocą i ćwiczyli się w jego pilnym przestrzeganiu (Ps 1,2; 119,1), jak również nasi prarodzice przed upadkiem nie żyli bez Zakonu, który był im wtedy zapisany w sercach, ponieważ Pan stworzył ich na swój obraz (1 Mż 1,26 nn; 2,16 i nn; 3,3). Wierzymy, nauczamy i wyznajemy, iż trzeba stanowczo podkreślić, iż Zakon należy pilnie stosować nie tylko wśród tych, którzy nie wierzą w Chrystusa i nie czynią pokuty, lecz także wśród tych, którzy prawdziwie wierzą w Chrystusa, są nawróceni do Boga, nowonarodzeni i usprawiedliwieni.”
Cofnijmy się trochę w chronologii. O ważnej roli Zakonu czytamy w Lutrowych Artykułach Szmalkaldzkich: „Naczelnym zaś przeznaczeniem i mocą oddziaływania Zakonu jest to, by ujawniał grzech pierworodny i wszystkie jego skutki i ukazywał człowiekowi, w jak straszliwy sposób jego natura upadła i jak do głębi i całkowicie jest zepsuta. Zakon powiada, że człowiek ani nie ma Boga, ani o Boga nie dba, a oddaje cześć bogom cudzym więc mówi to, w co by człowiek przedtem i bez Zakonu nie był uwierzył. W ten sposób zostaje on przerażony, powalony, popada w powątpiewanie o sobie i z bojaźnią pożąda pomocy, a nie wiedząc, dokąd by uciec, zaczyna gniewać się na Boga i ze zniecierpliwienia przeciwko Niemu szemrać”11. Czyli Zakon jest kluczowy w poznaniu grzechu i grzeszności, a jednocześnie sam z siebie tylko oddala człowieka od Boga. Dlatego też Zakon nie jest pełnią Bożej woli. Pełnię daje dopiero Ewangelia. Podobnie jak judaizm jest ogołocony z tego, co zna i wyznaje chrześcijaństwo.
Zamykając tym samym 16. stulecie. Jeden z ważniejszych współczesnych teologów luterańskich – David J. Lose w następujący sposób skomentował Lutrowe rozumienie Zakonu: „W przypadku Lutra Zakon Boży określa naszą odpowiedzialność wobec bliźniego (co powinniśmy czynić) i wraz z Ewangelią ustala naszą tożsamość w stosunku do Boga (kim jesteśmy). Naszym zadaniem jest miłować naszego bliźniego; naszą tożsamością jest bycie grzesznikami, za których Chrystus umarł i którzy, ze względu na Chrystusa, zostają przez Boga usprawiedliwieni”12. Zakon ma więc ogromną rolę „pedagogiczną”, która pokazując właściwą relację z Bogiem i z bliźnim, pozwala nam budować wspólnotę (koinonię) Kościoła.
Przenieśmy się teraz do wieku XIX, przeskakując nie tylko w czasie, ale i w miejscu – a to na kontynent północnoamerykański i rodzący się w tym czasie świadomy, ortodoksyjny luteranizm. Chciałbym zwrócić waszą uwagę na Carla Ferdinanda Wilhelma Walthera (1811-1887) – pierwszego prezydenta Luterańskiego Kościoła Synodu Missouri, teologa szczególnie zaangażowanego w tematykę Zakonu i Ewangelii, który w swej klasycznej pracy „Prawo i Ewangelia” sformułował 25 tez, z których wybrane dwie chciałbym przytoczyć:
Teza 6: Nie rozróżniasz słusznie Zakonu i Ewangelii w Słowie Bożym, jeśli nie zwiastuje się Zakonu w pełnej surowości (sic!) i Ewangelii w pełnej słodyczy …
Pozwolę sobie na mały komentarz. Tak, Zakon ma być zwiastowany w pełnej surowości. Nie jest naszym zadaniem, abyśmy osładzali ludziom życie lekkim podejściem do Zakonu. Od osładzania życia jest Ewangelia, a nie Zakon, który ma prowadzić do pokuty.
Teza 10: Nie rozróżniasz słusznie Zakonu i Ewangelii w Słowie Bożym, jeśli zwiastujesz, że „martwa” wiara może usprawiedliwić i zbawić w oczach Boga – podczas gdy wierzący wciąż żyje w grzechach śmiertelnych …13
Zakon jest więc potrzebny w zwiastowaniu Kościoła, aby uświadamiać ludzi o ich grzechu, pobudzać do pokuty, ale przede wszystkim prowadzić do pocieszenia jakim jest Ewangelia – dobra nowina o odpuszczeniu grzechów. Pastor Walther działał w specyficznym czasie. Kościoły luterańskie zniszczone były duchem racjonalizmu, liberalizmu czy unionizmu, zaś klasyczna luterańska hermeneutyka została zepchnięta na margines. W wielu wypadkach usuwano na bok naukę o boskości Jezusa – odbicie tego widać szczególnie w apologetycznych kazaniach warszawsko-cieszyńskiego ortodoksyjnego pastora Leopolda Otto, który ganił odejście od dogmatów chrześcijaństwa. Racjonalizm sprowadził wiarę do etyki, kazania miały umoralniać słuchaczy, rozróżnienie między Zakonem i Ewangelią zanikło. Rozmywanie nauczania doprowadziło jednak z czasem do tragedii i co tu dużo mówić – kompromitacji, jaką była chociażby jawna współpraca ewangelickich Kościołów z nazizmem. Zastępowanie zdrowej, biblijnej teologii „duchem epoki” jest prostą drogą do tragedii.
Hermann Sasse – niemiecki teolog luterański, przeciwnik nazistowskiego pogaństwa, a zwolennik ortodoksyjnego luteranizmu, do uczestników Światowej Konferencji Kościołów zgromadzonej w roku 1937 w Oksfordzie skierował następujące przesłanie: „między Scyllą legalizmu a Charybdą antynomizmu znajduje się wąska i niebezpieczna ścieżka, którą Kościół musi podążać w swej myśli etycznej. … Każdy z Kościołów musi znaleźć swoją własną drogę. Ale mogą ją znaleźć tylko wtedy, kiedy odwrócą się od kuszących syren tego świata i w tym zaślepionym stuleciu wsłuchają się w głos tego, który przemawia do Chrześcijaństwa, z tym samym przesłaniem jakie przekazał Apostołom i Reformatorom, a w które oni uwierzyli – Ja jestem drogą (J 14,6)”14.
Kościół potrzebuje Zakonu w swym zwiastowaniu, bowiem Zakon jest Słowem Bożym. A świętość Kościoła chrześcijańskiego oparta jest – jak definiują to Artykuły Szmalkaldzkie: „na Słowie Bożym i na prawdziwej wierze”. Bóg przemawia do nas przez Zakon i Ewangelię. Jednak warto tu za prof. Gerhardem Aho'em podkreślić, iż: „Zakon jest tylko narzędziem służącym Ewangelii”15. Ale to narzędzie jest głosem Bożym, jest zwierciadłem wskazującym nam na grzech, jest drogowskazem pouczającym chrześcijan o właściwym życiu. Z takiego narzędzia Kościół zrezygnować nie może. Nie może zastąpić go innym, bardziej „aktualnym”, czy przyswajalnym. Konflikt między Zakonem a rzeczywistością ludzką nie jest problemem wyłącznie dzisiejszym. Każdy czytelnik Pisma Świętego wie, że ów konflikt trwa od niepamięci. Tym samym nie możemy rezygnować z Zakonu, ale nie po to, aby dobijać ludzi, ale aby Ewangelia była jeszcze słodsza, aby przynosiła prawdziwą pociechę, aby odpuszczenie grzechów nie było pustym terminem technicznym, ale źródłem radości i siły w całym życiu chrześcijańskim. Sprawa jest więc zbyt poważna, aby ją bagatelizować, aby cokolwiek przy niej kombinować. Formuła Zgody w jasny sposób zobowiązuje nas – luteran do określonej postawy: „Wierzymy, nauczamy i wyznajemy, iż należy zachować w Kościele Bożym z wielką starannością jako szczególnie jasne światło różnicę między Zakonem a Ewangelią, aby Słowo Boże, zgodnie z napomnieniami świętego Pawła, można rozdzielić w sposób właściwy.” Kościół nie może upaść ani do herezji antynomizmu, ani do herezji legalizmu. Kościół ma iść za Chrystusem, drogą nauki apostolskiej.
1 M. Luter, O wolności chrześcijańskiej
2 J. Duncan, Colloquia Peripatetica, s. 70
3 A. L. Graebner. "Antinomianism." Lutheran Cyclopedia. New York: Scribner, 1899. s. 18
4 Tamże
5 Tamże
6 Ewangelia według św. Mateusza, Wstęp - przekład z oryginału - komentarz, Poznań - Warszawa 1979, s. 131
7 Tamże
8 https://www.elca.org/JLE/Articles/651, dostęp 13.11.2019
9 http://cyclopedia.lcms.org/display.asp?t1=N&word=NATURALLAW, dostęp 13.11.2019
10 https://www.wordofhisgrace.org/antinomianism.pdf, dostęp 10.11.2019
11 Artykuły Szmalkaldzkie - O Zakonie, punkt 4
12 D. J. Lose, Martin Luther on Preaching the Law, 2001, s. 1
13 Gesetz und Evangelium. (1878) Concordia Publishing House, St. Louis 1893
14 https://mittenwirinlebensind.wordpress.com/2015/09/10/hermann-sasse-on-distinguishing-law-and-gospel/, dostęp 13.11.2019
15 G. Aho, Law and Gospel in Preaching, w: Concordia Theological Quarterly Volume 45, 1981, s. 4